Codziennie powtarzał tę samą drogę; odwiedzał warzywniak, okrążał plac zabaw i dalej brzozową alejką szedł w stronę poczty. W warzywniaku przebierał pomidory, po czym wręczał portfel sprzedawcy, a ten zwykle brał mniej, niż wychodziło z rachunku. Przy placu zabaw napominał podrostki, by zamykały furtkę, bo młodsze dzieci, bo psy bez kagańca. Tłumaczył: po coś tę osłonkę pobudowali. I słyszał wysokie głosy: pierdol się albo: niech pan do mnie nie mówi. Więc szedł dalej, wzdłuż bloku, wzdłuż napisu sprejem zniszczyliśmy wam elewację. W popielnicy kosza na śmieci zostawiał dwa nienapoczęte papierosy. Podrzucał je, odkąd usłyszał, że są ludzie, którzy zbierają niedopałki. A kiedy Felek robi, co musiał, on zaczepiał przechodniów: przepraszam, czy potrafią państwo pomóc? Pokazywał, żeby zebrać w worek. I kiedy kucali w trawie, pogodniał, kokietował, mówił, że ma niewyobrażalne szczęście; ludzie mu pomagają.
|
Panie
Zimiński, kochany panie Zimiński, życie mi naprawiłeś. [...] Pani
Wieczorek osunęła się na taboret. Daj złapać powietrza panie Zimiński,
mam taniec w głowie. |
|
Komentarze
Prześlij komentarz